wtorek, 28 lutego 2012

Jaka jest Twoja wersja?

źródło: http://www.flickr.com/photos/leecullivan/367930471/
Co chciałbyś robić w życiu? Jakie masz plany? Do czego dążysz? Co chcesz osiągnąć? Co sprawia Ci prawdziwą satysfakcję? Jaka jest Twoja pasja? Jakich ludzi chciałbyś poznać? Jakie miejsca chciałbyś odwiedzić? Jakiej wiedzy potrzebujesz? Powiedz jaka jest Twoja wersja życia, a my pokażemy Ci, jakie działania musisz podjąć, aby to osiągnąć.

Ten niecodzienny wstęp miał za zadanie pokazać, jak powinno wyglądać podejście szkoły do ucznia. Niestety jest to tylko utopijna wizja. Dla kontrastu poniżej wersja realistyczna.

Ucz się abyś w przyszłości coś osiągnął! Jeśli będziesz miał wysokie wyniki, to dostaniesz się na dobre studia i znajdziesz ciekawą pracę. Nie, nie możesz uczyć się programowania w Pythonie, bo program tego nie obejmuje. Wiem, że wielomiany nie będą Ci potrzebne w ogrodnictwie, ale takie są wymagania. Ty nie masz tego lubić - masz to umieć! Powiedz jaka jest Twoja wersja życia, a my skutecznie ją skasujemy i zastąpimy naszą własną.

Nie wiem jak Tobie, ale mi takie podejście wydaje się co najmniej dziwne. Skoro człowiek nie może rozwijać swoich pasji czy umiejętności, to po co w ogóle taka szkoła? Przecież ten czas mógłby spokojnie poświęcić na indywidualną naukę i miałoby to znacznie lepszy skutek. Niestety panuje przekonanie, że jeżeli coś działało tyle lat, to dlaczego wprowadzać jakieś zmiany? Ano właśnie dlatego, że obecny system się zestarzał i powinien przejść na wcześniejszą emeryturę.

Świat się zmienia, ludzie się zmieniają, technologie się zmieniają, a w szkołach ciągle królują te same sposoby uczenia, jak przed stu laty. Najgorsze jest jednak to, że na wszystkim najwięcej tracą uczniowie. Zamiast się rozwijać, ciągle powielają te same schematy. Szkoła ciągle jest narzędziem, które kreuje szary tłum. W obecnych czasach potrzeba natomiast innowacyjności, indywidualizmu i unikalnych  umiejętności.

Tyle przemyśleń na dziś.
Pozdrawiam.

sobota, 25 lutego 2012

Burza mózgów

źródło: http://www.flickr.com/photos/cottinghamphotography/6780326085/
We wpisie Praca w grupie wspominałem, że większość uczniów nie potrafi poprawnie przeprowadzić burzy mózgów. A burza mózgów to doskonałe narzędzie do kreowania nowych pomysłów oraz do rozwiązywania trudnych problemów. Niestety program nauczania nie przewiduje wprowadzania tej umiejętności do szkół. Osobiście jednak uważam, że warto, gdyż może się to przydać np. przy zarządzaniu przedsiębiorstwem.

W każdej firmie znajdzie się kilka osób, które zajmują się rozwiązywaniem przeróżnych problemów: technicznych, marketingowych, sprzedażowych itd. Burza mózgów pozwala podnieść efektywność tych działań m. in. poprzez uzyskanie efektu synergii. Przejdźmy jednak do praktyki.

Najlepiej jeżeli w procesie bierze udział od 3 do 7 osób. Daje to możliwość łatwego zarządzania dyskusją. W grupie powinien pojawić się lider - stymulant. Jego rola jest niezwykle istotna, albowiem nie tylko moderuje działania, ale musi je napędzać. Dodatkowo motywuje grupę i stara się zgłębiać pojawiające się pomysły.

Inna osoba powinna zająć się protokołowaniem. Czyli mówiąc wprost - zapisywaniem konkretnych idei. Czas na dyskusję przyjdzie później. W pierwszej fazie chodzi wyłącznie o propozycje rozwiązań. Tutaj trzeba odrzucić pewien schemat. Mianowicie: szkoła uczy tego, że dobre pomysły są nagradzane, a złe karane. Podczas burzy mózgów wszystkie pomysły są dobre.

Niekiedy rzucenie zdawkowego zwrotu inicjuje kreatywną analizę. W pierwszej części nie liczy się jakość, ale ilość. Często się zdarza, że najlepsze rozwiązania pojawiają się tuż przed jej zakończeniem. Dlatego ważne jest, aby cały proces miał określone ramy czasowe. Presja czasu wpływa bowiem pozytywnie na uzyskiwanie kreatywnych rezultatów.

Kiedy mamy już za sobą pierwszą fazę burzy mózgów i zebraliśmy sporą ilość ciekawych materiałów, to czas na analizę. Analizy dokonuje się w prosty sposób. Poświęcamy chwilę na przedyskutowanie każdej idei osobno. Nie powinny pojawiać się głosy typu: "To jest złe, bo tamto jest lepsze." Skupiamy się na jednym rozwiązaniu. Na inne będzie jeszcze czas. Podajemy argumenty "za" i "przeciw". Na sam koniec wybieramy jeden lub kilka najbardziej odpowiednich pomysłów.

Można by na tym zakończyć, ale warto dodać jeszcze jeden element: Działanie! Jeżeli mamy już satysfakcjonujące rozwiązanie, to należałoby jeszcze stworzyć do niego plan działania. W jaki sposób zastosujemy to w swojej pracy? Jak będzie wyglądał proces implementacji?

Myślę, że powyższy opis w miarę szczegółowo przedstawił sposób przeprowadzania burzy mózgów. Mam nadzieję, że pomoże to nie tylko uczniom, nauczycielom czy pracownikom, ale również innym grupom i społecznością. Zapraszam do komentowania.
 

środa, 22 lutego 2012

Zadanie: piłka tenisowa [fizyka]

źródło: http://www.flickr.com/photos/atomictaco/5390499643/
Masa piłki tenisowej wynosi 57g, a czas jej zderzenia z rakietą równa się około 5ms. Przy silnych serwach piłka ta osiąga szybkość ponad 200km/h. Rekord należy do Borisa Beckera, który przy serwowaniu nadał piłce szybkość 269km/h (1985 r). Oblicz wartość siły, z jaką piłka działała wówczas na rakietę.

Aby wykorzystać kreatywne rozwiązywanie problemów, musimy najpierw zmodyfikować treść i na początek usunąć niektóre dane. Zadanie w nowej formie wygląda tak:

Przy silnych serwach piłka tenisowa osiąga znaczną szybkość. Rekord należy do Borisa Beckera (1985 r). Oblicz wartość siły, z jaką piłka działała wówczas na rakietę.

Powyższe informacje są wystarczające do kreatywnego rozwiązywania zadań. Sami zdecydujemy jakie dane będą nam potrzebne. Nie szukamy też gotowego wzoru. Aby mieć jakiś punkt odniesienia po prostu szukamy filmiku ze słynnym serwisem Borisa Beckera. Pierwszą rzeczą jaką się dowiadujemy, jest fakt, iż rekord prędkości pobił w 2004 roku Chorwat Ivo Karlović, nadając piłce prędkość 251 km/h (Podręcznik minął się z prawdą).


Mamy więc szybkość piłki. W tym miejscu zaczyna się dyskusja. Co jeszcze nam się przyda? Pewnie jakieś dane piłki. Nie zaglądamy jednak do podręcznika - szukamy ich w internecie. Dowiadujemy się, że piłki zazwyczaj mają żółty kolor, wykonane są z kauczuku, muszą ważyć w granicach 56 - 59,4 g, a ich wymiary powinny mieścić się pomiędzy 6,54 a 6,86 cm.

Chcemy obliczyć siłę. Wydawałoby się, że taka mała piłka będzie działać z niewielką siłą, ale zobaczmy co się przytrafiło polskiej tenisistce, Agnieszce Radwańskiej podczas Australian Open:


Widać, że siła musiała być dość spora, aby spowodować złamanie rakiety. Wyobraźmy sobie model, w którym jeden koniec rakiety mocujemy nieruchomo, a drugi obciążamy jakimś ciężarem. 

Spróbujmy ocenić jaki ciężar zniszczy nasz model. 5 kg - zdecydowanie nie, 25 kg - wątpliwe, 50 kg - raczej też nie, ale 100 kg wydaje się już realistyczne. Przyjmujemy więc przedział 50 - 100 kg, czyli 500 - 1000N.

Aby wykonać rachunki na tym zadaniu potrzebujemy wzoru na siłę - F=m*a. Mając wzór widzimy, że oprócz masy m potrzebne nam będzie również przyspieszenie a. W tym miejscu wracamy do podstawowej treści zadania i odnajdujemy potrzebne dane. Jeśli trzeba, zmieniamy jednostki na podstawowe.
Przyspieszenie to nic innego, jak przyrost prędkości w czasie a=v/t. Podstawiamy dane i wyliczamy:
a=(269000m/3600s) /0,005s ~ 14944,44m/s^2
F=0,057kg*14944,44m/s^2 ~ 851,83N, czyli około 85kg.
Wynik mieści się w naszych wcześniejszych założeniach. To zadanie pokazuje, że przeniesienie nic nie mówiących informacji do realnego świata ułatwia rozwiązywanie problemów. A o to chyba chodzi, aby znaleźć zastosowanie wiedzy w życiu. Zapraszam do komentowania.
   

poniedziałek, 20 lutego 2012

Myślenie dedukcyjne, myślenie indukcyjne

źródło: http://www.flickr.com/photos/envios/93679057/
Dziś krótki wpis o dwóch głównych sposobach przetwarzania informacji oraz ich praktycznym zastosowaniu. Chodzi oczywiście o myślenie dedukcyjne i indukcyjne.

Dedukcja
Myślenie dedukcyjne polega na zebraniu jak największej porcji informacji w celu znalezienia jednego konkretnego rozwiązania. Główną częścią całego procesu jest analiza i interpretacja danych. Mając zbiór informacji możemy je w dowolny sposób przetwarzać: interpretować osobno lub w całości, łączyć w wątki lub używać jednych do eliminacji drugich. Tworzymy w ten sposób ścieżkę dedukcyjną, mającą za zadanie wyeliminować błędne rozwiązania, aby dotrzeć do poprawnego. Poniżej prosty schemat:
Indukcja
Indukcja jest procesem odwrotnym do dedukcji, ale jednocześnie bardziej złożonym. Wychodzimy bowiem od jednego elementu stymulującego w celu uzyskania kilku konkretnych rozwiązań. Pojawia się tutaj etap pośredni, czyli powstanie wielu nieuporządkowanych rezultatów. Etapem końcowym jest przetworzenie danych z etapu pośredniego w celu uzyskania kilku konkretnych pomysłów. Schemat poniżej:
Różnice w obu sposobach rozumowania są spore. Dedukcja jest procesem bardziej logicznym, skupia się na konkretnych faktach, ich porządkowaniu i przetwarzaniu. Indukcja natomiast wymaga zaangażowania prawej półkuli, potrzebuje kreatywności i szukania nowych zastosowań. Myślenie dedukcyjne wykorzystamy przede wszystkim do rozwiązywania zadań czy analizowaniu danych. Natomiast myślenie indukcyjne bez wątpienia przyda się przy tworzeniu ciekawych projektów oraz np. podczas burzy mózgów.

Najlepsze efekty uzyskamy jednak, gdy uda się nam zsynchronizować oba procesy. Jest to zadanie trudne, ale w pełni wykonalne.

sobota, 18 lutego 2012

Zadanie: wycieczka autokarowa. [matematyka]

źródło: http://www.flickr.com/photos/purpleseadonkey/5897641469/
Koszt wynajmu autokaru wynosi 1440zł. Na wycieczkę pojechało o 3 uczniów mniej niż planowano, co spowodowało wzrost opłaty dla każdego uczestnika o 2zł. Ilu uczniów pojechało na wycieczkę?

Jest to moje flagowe zadanie. Po raz pierwszy zastosowałem w nim umiejętność kreatywnego rozwiązywania zadań. Pokazuje ono, jak podręczniki na siłę szukają zastosowania wiedzy w życiu. A wszystko można zrobić prościej. Wystarczy zapomnieć o schematycznym myśleniu. Poniżej znajdziesz moją propozycję rozwiązania oraz rachunek matematyczny.

Usuwamy najpierw z treści zadania szczegółowe informacje. Sami zdecydujemy co nam będzie potrzebne. Zmodyfikowana treść brzmi:

Na wycieczkę autokarową pojechało o 3 uczniów mniej niż planowano. Ilu uczniów pojechało na wycieczkę?

  • Wyobrażamy sobie autokar. Najlepiej jednak jeżeli będziemy mieć jego zdjęcie.
  • Spróbujmy scharakteryzować wycieczkę szkolną... Przyjmujemy, że jest to grupa uczniów i 2 nauczycieli (opiekunów).
  • Wycieczki zazwyczaj organizuje się najmniejszym kosztem, więc warto, aby autokar był pełny.
  • Zakładamy, że średnio w autokarze jest 50 miejsc. Jeżeli odejmiemy od tego 2 opiekunów, to pozostaje nam 48 uczniów.
  • wiemy jednak, że na wycieczkę pojechało o 3 uczniów mniej niż wcześniej planowano więc odejmujemy ich od ogólnej liczby: 48-3=45

Według tego schematu wyszło nam, że na wycieczkę pojechało 45 uczniów. Poniżej to samo zadanie rozwiązane matematycznie:

x - planowana liczba uczniów
y - koszt wycieczki na jednego ucznia


Tworzymy układ równań:
x*y=1440
(x-3)(y+2)=1440


Wyznaczamy x z pierwszego równania i podstawiamy do drugiego:
x=1440/y
(1440/y-3)(y+2)=1440


Po wyliczeniu otrzymujemy:
y=30


Podstawiamy do pierwszego wzoru:
x=1440/30


Otrzymujemy:
x=48


Odejmujemy uczniów którzy nie pojechali na wycieczkę i mamy rozwiązanie:
48-3=45
Jak widzisz nie potrzeba zaawansowanej matematyki, żeby znaleźć odpowiedź do tego zadania. Wystarczy połączyć myślenie dedukcyjne z odrobiną kreatywności. Jeśli masz inny sposób na rozwiązanie - pochwal się nim w komentarzu.
 

czwartek, 16 lutego 2012

Dyskusje

źródło: http://www.flickr.com/photos/lynndombrowski/4092085912/
Jeśli zapytać jakiegoś ucznia ile razy w ciągu roku przeprowadzana była rzeczowa dyskusja na lekcji, to zakładam, że w większości przypadków policzy to na palcach jednej ręki. Nikt nie zaprzeczy, że prowadzenie ciekawych debat w klasie jest potrzebne. Paradoksalnie jednak nie ma na to czasu, gdyż trzeba realizować program.

Chciałbym jednak zapytać. Czy chcemy w społeczeństwie ludzi umiejących rozmawiać, polemizować i tworzyć kompromisy, czy może takich, którzy wyłącznie wierzą w to, co wiedzą i odcinają się od jakichkolwiek argumentów przeciw? Myślę, że odpowiedź jest jednoznaczna.

Aby ktoś nie pomyślał, że jestem jakiś strasznie stronniczy, to dodam, że znam nauczycieli, którzy potrafią poświęcić chociaż kilka minut lekcji na wymianę poglądów. Chwała im za to.

Sam brałem udział w takich dyskusjach i mogę z całkowitą pewnością powiedzieć, że jest to świetne doświadczenie. Nie liczy się, który argument jest dobry, a który zły. Chodzi o to, aby każdy mógł wyrazić swoje zdanie, ale również akceptował poglądy innych.

W tym miejscu chciałbym pochwalić humanistów. Ostatnio wiele się mówi na ich temat. Że jest ich coraz więcej, że nie są wartościowi na rynku pracy itp. Ale to właśnie humaniści potrafią wyrazić swoje przekonania. Doskonale radzą sobie w negocjacjach i kreowaniu ciekawych rozwiązań. Wielu nauczycieli podkreśla, że lubią pracować z klasami humanistycznymi, gdyż mają one zawsze jakąś inicjatywę i nie trzeba ich zmuszać do rozmowy.

Nie popadajmy jednak ze skrajności w skrajność. Dyskusje potrzebne są wszystkim, bez względu na wiek czy kierunek kształcenia. Można przecież tak dobierać tematy, aby zaangażowały one jak największą grupę uczniów.

Najczęstszym powodem, dla którego nauczyciele nie chcą prowadzić dyskusji w klasach jest fakt, że udział w nich bierze kilka osób, a reszta tylko słucha. Rozwiązanie jest proste: Nagradzajmy uczniów za wypowiedzi. Nie za ich treść. Liczy się, że ktoś wyraża własne zdanie, a nie jakich argumentów używa. Jeżeli uczniowie zauważą, że wypowiadanie się przynosi im konkretne korzyści, coraz chętniej będą włączać się w dysputy.

Inną formą dyskusji, jaką można przeprowadzić na lekcji jest debata z gościem. Warto czasami zapraszać do szkoły ciekawych ludzi: przedsiębiorców, przedstawicieli samorządów, czy konkretnych grup społecznych. (Takie inicjatywy popiera chociażby Kamil Cebulski)

Taka forma uczy zadawania pytań. Często uczniowie boją się pytać o coś, czego nie wiedzą. Podczas rozmów z osobami z zewnątrz znikają pewne bariery. Tematy interesujące i "życiowe" nie tylko bardziej angażują uczniów, ale dają mnóstwo satysfakcji.
 

wtorek, 14 lutego 2012

Kreatywne rozwiązywanie problemów

źródło: http://www.flickr.com/photos/kohlerfolk/1850342273/
W społeczeństwie coraz częściej odczuwany jest deficyt kreatywności. Dzieje się tak dlatego, że szkoła nie uczy myślenia kreatywnego, ale schematycznego. Idea powstania bloga Antyschematycznie zrodziła się właśnie z powodu tłamszenia kreatywności i indywidualności uczniów przez system oceniania. Impulsem do tego stał się film zamieszczony na TED.com, ale o nim za chwilę.

Problemem systemu edukacji jest fakt, iż próbuje on na siłę narzucić uczniom pewien sposób myślenia. Nie liczy się to, że uczeń ma ciekawe pomysły, skoro nie takich pomysłów oczekuje nauczyciel. Od dawna np. zwraca się uwagę na formę matury z języka polskiego. I nie chodzi tu o słynne "Co autor miał na myśli?" W obecnej sytuacji powinno się stawiać inne pytanie: "Co egzaminatorzy zawarli w kluczu odpowiedzi?"

W związku z tym chciałbym iść na przekór i aktywizować kreatywność społeczeństwa. Dlatego też co jakiś czas będą pojawiać się na blogu specjalne wpisy z zadaniami. Ale nie ze zwykłymi, podręcznikowymi zadaniami. Będą one bowiem specjalnie modyfikowane, na potrzebę twórczych rozwiązań. Zadania w zwykłej formie nie wymagają żadnego zaangażowania. Wystarczy znać algorytm, aby znaleźć rozwiązanie. Idąc krok naprzód chciałbym, aby wyeliminować schematyczność i nastawić się na kreatywne pomysły.

Ktoś mógłby zapytać: "Ale jak coś takiego miałoby wyglądać?" W tym miejscu przechodzimy do wspomnianego na początku filmu, w którym to Dan Meyer prezentuje alternatywny sposób rozwiązywania zadań matematycznych. Film można obejrzeć poniżej.

Chciałbym stworzyć na blogu zestaw zadań w formie zaprezentowanej przez Dana. Mam nadzieję, że przyda się on nie tylko do doskonalenia umiejętności uczniów, ale również stanie się źródłem ciekawych materiałów dla nauczycieli. Spis wszystkich dostępnych zadań znajduje się w zakładce Spis Zadań.
 

poniedziałek, 13 lutego 2012

Praca w grupie

źródło: http://www.flickr.com/photos/58648496@N02/5380522396/
Pracę w zespole uważa się za jedną z najważniejszych umiejętności we współczesnej cywilizacji. Wymaga to bowiem wielu elementów, które wpływają na jakość działań. Są to między innymi umiejętności komunikacyjne, szukanie kompromisów, podział ról w zespole, kreowanie liderów czy zarządzanie projektami. Coraz częściej mówi się też o efekcie synergii, która podnosi skuteczność.

Tak więc wyraźnie widać, że warto uczyć młodych ludzi pracy w grupie. Z doświadczenia jednak wiem, jak wygląda to w praktyce. Do rozważenia mamy 2 kwestie:

  1. Praca grupowa na lekcji, polegająca na opracowaniu jakiegoś zagadnienia.
  2. Projekt długoterminowy, wykonywany poza zajęciami lekcyjnymi.

Jeśli chodzi o pierwsze zagadnienie to w większości wypadków wygląda to tak, że nauczyciel mówi: "Podzielcie się na pięcioosobowe grupy. Ja wam podam konkretne tematy do opracowania, a za pół godziny każda z grup przedstawi to, co udało im się zrobić."

Z mojej perspektywy jest to trochę lekceważenie uczniów. Nauczyciel przez 30 minut nie robi nic lub ewentualnie śledzi postępy pracy. Z drugiej strony uczniowie czują pewną swobodę i w wyniku tego, kolokwialnie mówiąc, olewają sprawę.

Problemem takiego sposobu działania jest również fakt, iż w takich warunkach trudno osiągnąć pożądane wyniki. Jak to naprawić? Trzeba cofnąć się do lat wczesnoszkolnych i nauczyć dzieci pracy zespołowej. Nie można pozostawiać ich samych sobie, ale trzeba ich odpowiednio nakierować.

Jeśli natomiast chodzi o starszych uczniów, to też nic straconego. Na naukę nigdy nie jest za późno. Problem w tym, że wtedy trudniej znaleźć czas na nauczanie pozaprogramowych umiejętności. Z moich obserwacji wynika, że większość uczniów szkół średnich nie potrafi przeprowadzić burzy mózgów. Wierzę jednak, że możliwe jest naprawienie tego błędu.

Jeżeli zaś chodzi o drugi aspekt działań grupowych, czyli o wykonywanie projektów długoterminowych, to najpoważniejszą przeszkodę stanowią tutaj warunki pracy. Jeżeli nauczyciel zleca uczniom wykonanie jakiegoś pozalekcyjnego projektu, to już na wstępie pojawia się pytanie: "Gdzie to można zrobić?" Ponieważ brakuje miejsc typu "świetlice", uczniowie muszą się organizować we własnym zakresie.

Warunki i otoczenie często nie sprzyjają efektywnej pracy. Trudno jest bowiem zebrać grupę ludzi w jednym miejscu i o jednym czasie. Wtedy najprostszym rozwiązaniem jest podział zadań i w efekcie praca indywidualna. A przecież nie o to chodzi.

W takiej sytuacji pomocne okazują się nowoczesne technologie, które de facto dopiero raczkują w sferze edukacji. Potencjał jest jednak ogromny. Chwała temu, kto spopularyzuje projekty typu iPad dla każdego ucznia czy tablice interaktywne w każdej klasie. Korzystając z możliwości jakie stwarza komunikacja przez internet, uczniowie mogą usprawniać swoje działania zespołowe. Jest to ogromny krok naprzód w porównaniu z tym, co było jeszcze 10 lat temu. Warto zwrócić na to uwagę i wykorzystać to.
 

niedziela, 12 lutego 2012

System oceniania

źródło: http://www.flickr.com/photos/fyuryu/88089/
Po kilkunastu latach spędzonych w murach szkolnych można dojść do paradoksalnego odkrycia. Zakończenie procesu edukacji pozwala na obiektywną ocenę minionego czasu. Perspektywa ta pozwala na stwierdzenie, że system oceniania nijak ma się do określenia poziomu wiedzy i umiejętności ucznia. Stosuje się go jedynie dlatego, że do tej pory nie wymyślono nic lepszego.

Przypomina mi się słynne powiedzenie Winstona Churchilla: "Demokracja jest najgorszą formą rządu, jeśli nie liczyć wszystkich innych form, których próbowano od czasu do czasu." Z systemem oceniania jest podobnie. W każdym elemencie widać błędy i niedociągnięcia, ale pomimo tego całość wydaje się najbardziej uniwersalna.

A rozwiązanie problemu może być banalnie proste. Wystarczy dostrzec błędy i je naprawić. Nie trzeba szukać złotego środka, ani wymyślać koła od nowa.

Chyba największą uwagę zwraca subiektywizm systemu. I nie chodzi tu bynajmniej o osobę nauczyciela. Co prawda ocena ucznia zależy od nauczyciela, który jak każdy człowiek ulega emocjom i presji otoczenia oraz posiada odmienny stosunek do każdego człowieka, ale trudno wprowadzić tu jakiekolwiek zmiany. Wprawdzie można by było zastosować komputerowy system, podobny do tych, które np. odpowiadają za rekrutację studentów na uczelnie wyższe, aczkolwiek droga w tym kierunku jeszcze długa i na razie trzeba się pogodzić z brakiem obiektywizmu w tej sferze.

Problem można jednak zniwelować gdzie indziej. Mianowicie chodzi o element, który paradoksalnie miał być wyznacznikiem równego traktowania uczniów. System oceniania został więc stworzony w taki sposób, aby mierzyć wszystkich jedną miarą. Pomysł wydaje się słuszny - na pierwszy rzut oka. Ale jeżeli dokładniej się zastanowić, to ujawnia się jeden mankament. Każdy uczeń ma inny potencjał i inne aspiracje. Nie każdy chce zostać profesorem akademickim.

Do czego ogrodnikowi przyda się znajomość wszystkich stolic świata, albo do czego tancerce umiejętność rozwiązywania nierówności kwadratowych. Chyba wyłącznie do krzyżówek. Może brzmi to jak nuta ironii, ale powiedzmy sobie szczerze: uczeń uczy się tego, czego musi, a nie tego czego chce. Pozostawiam tą kwestię do przemyślenia, a przechodzę do kolejnego problemu jaki dotyka systemu oceniania.

Motywacja. W założeniu system ocen ma mobilizować uczniów do nauki. Z psychologicznego punktu widzenia pomysł jest dobry, gdyż zakłada motywację podwójną. Z jednej strony dążenie do dobrych ocen - nagrody, z drugiej zaś unikanie złych - kary.

Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie jedno podstawowe pytanie: Co to za nagroda i co to za kara? Ok, w perspektywie semestru można to jeszcze zaakceptować. Jeśli masz same jedynki, to nie zdasz, a jak będziesz miał piątki, to dostaniesz nagrodę książkową na koniec roku. Chociaż to i tak nie wszystkich satysfakcjonuje.

Patrząc jednak z perspektywy nadchodzącego sprawdzianu... Co przeciętnemu uczniowi po czwórce lub piątce? Co z nimi może zrobić? Nic! To tylko cyfra na papierze. Może najwyżej pochwalić się nią przed rodzicami.

Tak więc to, co z początku mogło być dobre, zostało zniszczone w  trakcie realizacji. Pozostaje sukcesywne wprowadzanie zmian. Krok po kroku. Dzięki temu można jeszcze naprawić to, co zostało zepsute.
 

sobota, 11 lutego 2012

Szary tłum

źródło: http://www.flickr.com/photos/linus_art/5080100891
Szkoła to miejsce, które zmienia ludzi. Bez wątpienia pozostaje fakt, iż dzieci które w wieku 6 lat trafiają do szkoły, totalnie różnią się od siebie. Każde jest inne, każde pochodzi z innego środowiska, każde prezentuje odmienne postawy.

Zderzenie z rzeczywistością szkolną jest jednak dramatyczne. Indywidualność przestaje tu być istotna. Następuje odcięcie od tego co było, a zaczyna się okres przystosowania. W tym czasie wpajany jest młodemu człowiekowi standardowy schemat życia:

"Musisz się teraz uczyć, abyś za kilkanaście lat dostał się na studia. Potem znajdziesz sobie ciekawą pracę i będziesz szczęśliwy."

Czy nikt jeszcze nie wpadł na to, że dziecko w okresie wczesnoszkolnym nie potrzebuje roztaczania wspaniałych wizji przyszłości, aby być szczęśliwe?

Wydaje się absurdalne, że dorośli ludzie nie potrafią zrozumieć fenomenu dzieciństwa. Dzieci bowiem mają to szczęście, że mogą odkrywać świat po raz pierwszy. Dzięki temu radość sprawia im to, że śnieg jest biały, że kot wyleguje się na fotelu i że woda rozpryskuje się po wskoczeniu do kałuży. Tu nie ma czasu na problemy. Jest czysta niezachwiana radość i pełnia życia.

Swoją drogą warto czasami się zatrzymać i poczuć jak kilkuletnie dziecko. Nic nie sprawia tyle radości, jak odkrywanie świata na nowo.

Wracając jednak do tematu... Trzeba powiedzieć, że szkoła skutecznie niszczy umiejętność zachwycania się chwilą poprzez nakładanie bezsensownych barier: "Tego nie rób", "Tego Ci nie wolno", "To nie jest nic ciekawego". Najgorsze jednak jest narzucanie tym młodym, nieskrępowanym ludziom, własnej woli: "Teraz zrobimy to, a w domu zrobicie tamto". To trochę jak ingerowanie w osobowość człowieka. Już samo siedzenie na lekcji przez 45 minut jest dla siedmiolatka jak kara.

Czy czegoś nam to nie przypomina? Oczywiście. Takie same zasady panują w pracy. Robisz to, co Ci każą przez określony czas. Jeśli dobrze się wywiązujesz z obowiązków, dostajesz nagrodę w postaci wypłaty. Jest tylko jedna różnica. Za piątkę z biologii uczeń nie kupi sobie czekolady. (O systemie oceniania przeczytasz tutaj: System oceniania)

Wniosek nasuwa się sam. Jakkolwiek nie patrzeć na system edukacyjny, łatwo zauważyć, że kreuje on szary tłum pracowników etatowych. Brak indywidualności oraz kreatywności prowadzi do utworzenia bezkształtnej masy robotniczej. Tylko nieliczni potrafią wyrwać się z tej dziwnej machiny i zacząć działać po swojemu. W tym momencie na myśl przychodzi znane powiedzenie: "Od pucybuta do milionera". W istocie bowiem biografie wielu dzisiejszych przedsiębiorców oraz przedstawicieli świata biznesu zawierają frazę: "Miał problemy w szkole, ale pomimo tego...".

Przypadek? Nie sądzę. Tłamszenie indywidualności to poważny problem współczesnego systemu oświaty. Sukces zarezerwowany jest dla tych, którzy pomimo presji tłumu, pójdą w przeciwnym kierunku.