poniedziałek, 4 czerwca 2012

Rola przekonań w uczeniu się

Dziś nie będzie przemyśleń, a jedynie obiektywne spojrzenie na proces efektywnego uczenia. Powinieneś wiedzieć, że aby zacząć uczyć się szybko i efektywnie, musisz najpierw wyzbyć się negatywnych przekonań na ten temat. To one ograniczają twoje możliwości i blokują szansę rozwoju.

Wyobraź sobie ucznia, który właśnie stoi przy tablicy i ma do rozwiązania jakieś zadanie np. z funkcji trygonometrycznych. Niestety z pewnych powodów nie potrafi sobie z nim poradzić. Jak myślisz, co się wtedy dzieje? Oczywiście pojawiają się negatywne emocje, stres itp. Uczeń ten im bardzie stara się rozwiązać to zadanie, tym gorzej mu to idzie. W końcu nauczyciel mówi: "Siadaj! Jedynka!", a uczeń myśli: "Nie umiem rozwiązywać funkcji trygonometrycznych!" Pod wpływem takiego czynnika budzi się u niego mylne przekonanie. Później, kiedy ma rozwiązać inne zadanie z funkcji trygonometrycznych, przypomina sobie negatywne emocje związane z poprzednim doświadczeniem i jego umysł automatycznie się blokuje.

Zauważ, że system szkolny stosuje destruktywną krytykę w celu motywowania uczniów i poprawiania ich wyników. Tak naprawdę nie motywuje ona, lecz pogarsza ocenę własnych możliwości. Uczeń zamiast iść naprzód, cofa się. Brian Tracy napisał:
"Destruktywny krytycyzm zniszczył więcej osobowości niż wszystkie wojny świata."

Wszystko co Ty możesz zrobić, aby móc uczyć się efektywnie, to podważenie negatywnych przekonań, które kiedyś powstały w twoim umyśle.

Zrób to teraz!
Weź kartkę i długopis i zapisz wszystkie twoje myśli na temat uczenia się. Może to wyglądać w następujący sposób:
  • Nie potrafię zapamiętywać dat.
  • Nie rozumiem matematyki.
  • Nie umiem rozwiązywać zadań z fizyki.
  • Piszę słabe teksty.
  • Nie potrafię zapamiętywać pojęć.
  • itd.
Jeśli już to zrobisz, to pochyl się nad każdym punktem i podważ jego prawdziwość:
  • Czy naprawdę nie potrafię zapamiętywać dat? Przecież zawsze wiem kiedy moi znajomi mają urodziny.
  • Czy rzeczywiście nie potrafię sprawnie liczyć? Przecież doskonale liczę pieniądze i wypełniam rachunki.
  • itd.
Jeśli dobrze zastanowisz się nad każdym z twoich przekonań, to okaże się, że tak naprawdę wszystko o czym do tej pory myślałeś w sposób negatywny jest nieprawdą. Nie czekaj dłużej - zrób to teraz!

Zapraszam do komentowania :)

środa, 23 maja 2012

System oceniania buduje złe nawyki

źródło: http://www.flickr.com/photos/danielygo/5792495477/
Już od najmłodszych lat system edukacji zaszczepia w nas zasady krótkoterminowego systemu nagród. Większość ludzi nie potrafi przez to realizować długoterminowych projektów. Nie dziwi więc fakt, że prokrastynacja jest jedną z najczęstszych "chorób społecznych". Ludzie nie są produktywni ponieważ nie dostrzegają długoterminowych korzyści jakiegoś działania.

W szkole przygotowywaliśmy się do testów mając nadzieję na uzyskanie bardzo dobrej oceny, która zapewniała względy nauczycieli i jednocześnie uznanie rodziców. Jednak rzadko kto miał na tyle motywacji, aby samemu sprawdzić popełnione błędy. Przecież zaczynało się omawianie kolejnego rozdziału, i musieliśmy  się przygotowywać do następnego testu. Stworzyliśmy sobie strategię, polegającą na ty, aby przeznaczać czas na naukę tylko tego, co będzie sprawdzane na klasówce, myśląc wyłącznie o krótkoterminowym celu - dobrej ocenie.

Dziś książki o produktywności utrzymują się na listach bestsellerów. Ludzie chcą realizować swoje osobiste plany, ale wizja kilkuletniej pracy nad dużym projektem, i to bez widocznych efektów, jest dla nich przerażająca. Wygrywają najbardziej cierpliwi. i zdeterminowani. Najlepszym sposobem na rozwiązanie tego problemu jest zweryfikowanie obowiązującego systemu nagród. Należy przedstawić faktyczne korzyści płynące z posiadania danej umiejętności. Dodatkowo trzeba znaleźć sposób, który pozwoli na utrwalanie zdobytej wiedzy (np. poprzez zastosowanie krzywej zapamiętywania).

System oceniania nie pasuje do obrazu współczesnego świata. Zmieniły się pewne uwarunkowania, więc potrzebuje on aktualizacji. To co działało przez wiele lat, dzisiaj okazuje się bezużyteczne. Jeżeli szybko podejmiemy działania w kierunku zmian, straty będą mniejsze. Z każdym bowiem dniem, ta przepaść się powiększa. Później może być już trudniej przeskoczyć na drugą stronę.
 

środa, 9 maja 2012

Matura z matematyki 2012. Co się dzieje?

źródło: http://www.flickr.com/photos/w_dechant/6175196279/
Wczoraj ponad 400tyś. młodych ludzi pisało maturę z matematyki. Pierwsze komentarze, jakie się pojawiły, podkreślały najczęściej wyjątkowo niski poziom egzaminu. Osobiście nie miałem najmniejszych problemów z rozwiązywaniem zadań. Pojawia się więc pytanie: Co z tą maturą?

Najważniejsze jest chyba to, że nauka straciła na elitarności. O ile kiedyś ludzie stawiali na zarabianie pieniędzy, a o studiach nikt nawet nie myślał, teraz sytuacja uległa diametralnej zmianie. Dostęp do powszechnego szkolnictwa skłania do podnoszenia swoich kwalifikacji. Z jednej strony to bardzo dobrze. Wykształcone społeczeństwo może zmieniać oblicze narodu. Z drugiej jednak tworzy się negatywne zjawisko, które polega na dążeniu do zdobywania dyplomów, przez osoby, w ogóle do tego nie przygotowane. Panuje ogólnoświatowy trend, który popycha młodych ludzi, do pobierania nauki. Niezwykle trudnym zadaniem okazuje się w takiej sytuacji dostosowanie wymagań egzaminacyjnych do szerokiej grupy społecznej.

Maturę zdają zarówno Ci, którzy wybierają się na studia, jak i "technicy", którym często jest ona nie potrzebna. Ta rozbieżność wymaga zmiany sposobu oceniania. Matury obowiązkowe, z roku na rok są coraz łatwiejsze. Podkreśla to wielu doświadczonych nauczycieli. Wydawać by się mogło, że rozwiązaniem problemu są matury rozszerzone, wybierane głównie przez uczniów liceów ogólnokształcących. To one w głównej mierze decydują o dostaniu się na studia. Ale prawda jest nieco inna. W związku z tym, że egzaminy na poziomie podstawowym nie są zbyt wymagające, obniża się również stopień trudności egzaminów rozszerzonych, aby nie powstała zbyt duża przepaść. I znów mamy do czynienia z przemianą elitarnego charakteru w tzw. "masówkę".

Problemem z jakim nikt nie chce się zmierzyć jest deficyt kreatywności. Wszyscy udają, że on nie istnieje, a tak naprawdę jest główną przyczyną słabych wyników. O ile jeszcze kilkanaście lat temu, uczeń musiał kojarzyć fakty, analizować i wyciągać wnioski, dzisiaj wszystko opiera się o schematy. Schematyczne myślenie nie sprzyja tworzeniu związków przyczynowo-skutkowych. Nauczyciele skupiają się głównie na treści, a przetwarzanie informacji pozostaje w rękach uczniów. Słyszałem o wielu przypadkach, kiedy to młodzi ludzie uczyli się rozwiązań zadań na pamięć. Dotyczy to przede wszystkim przedmiotów ścisłych. Jedna z takich osób "wykuła" się całego skryptu na informatykę. Na sprawdzianie nie wstawiła kropki w jednym miejscu. Skrypt nie działał, a ona nie potrafiła znaleźć błędu. Takie przypadki nie są odosobnione.

Może rozwiązaniem byłoby zrezygnowanie z obowiązkowych matur. Ludzie, którzy ich nie potrzebują, nie musieliby się stresować, a egzaminy nabrałyby na nowo elitarnego charakteru. Czy jest to w ogóle możliwe? Czy nie odezwałyby się głosy sprzeciwu? Czy nie byłoby to ograniczanie dostępu do wiedzy? Nie wiem, ale wiem na pewno, że obecny charakter egzaminu maturalnego nie spełnia swojego zadania.
 

czwartek, 3 maja 2012

Już za dzień matura

źródło: http://www.flickr.com/photos/mikecogh/5189065503/
Przyszedł maj, zrobiło się ciepło, zakwitły kasztany, więc to jest odpowiedni moment żeby zaśpiewać z Czerwonymi Gitarami: "Już za dzień matura..." Może nie wszystkim maturzystom jest tak wesoło, ale na pewno każdy z nich po cichu marzy o jak najlepszym wyniku egzaminu dojrzałości. Ten wpis jest szczególny, gdyż jego autor również zasiądzie do matury. :)

Jak w ogóle postrzega się egzamin maturalny? Istnieje utarte przekonanie, że jest to przepustka na prestiżowe studia, a co za tym idzie, gwarancja ciekawej pracy. Trzeba więc zdać ją jak najlepiej.

Inni postrzegają maturę jako test wiedzy. Trudno jednak jednoznacznie stwierdzić co on tak naprawdę sprawdza. Niedawno na blogu Wojciecha Cejrowskiego pojawił się artykuł traktujący właśnie o maturze, w którym porównuje on poziom obecnego egzaminu z tymi z przed lat. Kończy dość kontrowersyjnymi słowami:


MATURY BĘDĄ ŁATWE !!! A dlaczego będą łatwe? Bo władza chce żebyście byli debilami, żebyście nic nie umieli, więc rozdaje te matury i dyplomy za nic.

W tym momencie ponad 300 tyś. osób z całej Polski powinno poczuć się urażeni. Ale ja nawet zgadzam się z panem Wojciechem. Powtórzę w tym momencie pytanie: Co właściwie sprawdza matura? Otóż, moim zdaniem sprawdza czy człowiek dobrze wykonuje odgórne polecenia i czy myśli tak jak wszyscy.

Weźmy na przykład język polski. Czy możliwości interpretacyjne utworu muszą się ograniczać do tych zawartych w kluczu odpowiedzi? Dlaczego tworzenie własnej wypowiedzi straciło na znaczeniu na rzecz dostosowania się do określonych schematów?

Albo taka matematyka - od dwóch lat obowiązkowy przedmiot na egzaminie dojrzałości. Dlaczego zadania na poziomie podstawowym polegają głównie na wykorzystaniu algorytmicznego myślenia: maturzyści wyznaczają współczynniki we wzorach funkcji, układają układy równań i udowadniają twierdzenia, a nawet nie potrafią obliczyć rat kredytu czy ilości farby potrzebnej do pomalowania pokoju.

Matura jest więc swego rodzaju absurdem, ale nie zmienia to faktu, że w pewnej mierze zależy od niej nasza dalsza przyszłość. Dlatego życzę wszystkim tegorocznym maturzystom, aby za kilka czy kilkanaście lat miło wspominało się rok 2012, jako ten, który ukształtował waszą dalszą drogę życiową.

Powodzenia na maturze!!!
 

wtorek, 24 kwietnia 2012

Głos przeciw korepetycjom

źródło: http://www.flickr.com/photos/tulanesally/3349979270/
Kiedy powiedziałem swoim rówieśnikom (klasa maturalna), że nigdy nie chodziłem na korepetycje, spojrzeli na mnie jak na jakiegoś dziwaka, Niestety, z moich obserwacji wynika, że co drugi licealista brał lub bierze korepetycje. Wpis ten może nie spodobać się korepetytorom, ale muszę wyrazić swoje stanowisko wobec tego niepokojącego zjawiska.

Młody człowiek spędza w szkole 1/3 dnia. Kiedy coś mu nie idzie i nie może sprostać wymaganiom nauczycieli, poświęca resztę czasu na nadrobienie zaległości. Rynek korepetycji kwitnie. Niestety zaczyna działać ekonomia. Wielu korepetytorów, aby sprostać konkurencji, obniża ceny, a co za tym idzie - również poziom nauczania. Płatne lekcje stają się wyłącznie sposobem zarabiania dla studentów (coraz częściej nawet licealistów) i tak naprawdę nie mają większej wartości.

W takiej sytuacji uczniowie zmuszeni są płacić więcej, aby uzyskać wymierne rezultaty. Tutaj pojawia się szansa dla nauczycieli, którzy mogą sobie dorobić do marnych pensji. Zmieniają więc sposób prowadzenia zajęć w szkole, zwiększają wymagania, aby zwiększyć popyt na korepetycje. Jednak taka praca jeszcze nikomu nie wyszła na zdrowie. Nauczyciele, którzy spędzają pół dnia na zajęciach w szkole, a przez kolejne pół udzielają korepetycji, są zmęczeni, a ich praca nieefektywna. Bezpośrednim skutkiem tego jest zazwyczaj wypalenie zawodowe.

U podstaw całego zjawiska można doszukiwać się elementarnych problemów systemu edukacji. Niskie płace skłaniają nauczycieli do poszukiwania alternatywnych źródeł dochodów. Sposób nauczania nie uwzględnia różnic wśród uczniów. I tych lepszych, i tych gorszych traktuje się jednakowo. Szkoła ogranicza swoją rolę do sprawdzania poziomu wiedzy, zrzucając odpowiedzialność za nauczanie na rodziców, korepetytorów i samych uczniów. System edukacji potrzebuje reformy, która przywróci jej pierwotną funkcję w procesie kształcenia i zapewni sprawne działanie wszystkich elementów składowych.
 

sobota, 14 kwietnia 2012

Zadanie: kolarstwo [fizyka]

Kolarz w ciągu 3 sekund przejeżdża drogę 15 metrów. Ile kilometrów przejedzie w ciągu 2 godzin i 40 minut, jadąc z taką samą prędkością?

Aby wykorzystać kreatywne rozwiązywanie problemów, usuwamy na początek niektóre dane. Treść zadania w zmienionej formie brzmi:

Ile kilometrów przejedzie kolarz w ciągu 2 godzin i 40 minut, jadąc ze stałą prędkością?

Zastanawiamy się, jakie informacje będą nam potrzebne. Chcemy obliczyć drogę przebytą w konkretnym czasie. Czyli istotna w tym zadaniu będzie prędkość kolarza.

Możemy wykorzystać pojedyncze klatki nagrania, aby oszacować jaką drogę przebywa kolarz w ciągu sekundy. Poniżej znajdują się zdjęcia z Tour de Pologne z zaznaczonymi odcinkami.


Niestety trudno jest nam w miarę dokładnie oszacować odległość, dlatego musimy przyjąć jakiś punkt odniesienia. Pomocne okazują się... pasy na jezdni. Są to bowiem znaki poziome P-1b. Ich długości regulowane są odpowiednimi przepisami. Poniżej znajduje się schematyczny rysunek.


Jak widać cały zestaw (linia + przerwa) ma długość 6 metrów. Przenieśmy te informacje na zdjęcie:


Możemy więc stwierdzić, że kolarze w ciągu sekundy pokonują odcinek ok. 14 m (3 pasy po 2m i 2 przerwy po 4m). Aby obliczyć drogę przebytą w ciągu 2 godzin i 40 minut, musimy to pomnożyć przez równowartość 9600 sekund lub podzielić czas przez prędkość - 14m/s. Otrzymujemy wynik: 134,4km

Poniżej rachunki do oryginalnych danych zadania.
v=15 m/3 s = 5 m/s
t=2h 40min = 9600 s
s = vt = 5 m/s * 9600 s = 48000 m = 48 km
odp. Kolarz przejeżdża 48 km w czasie 2h 40min.

niedziela, 18 marca 2012

Jako Mikołaj Rej z Nagłowic o nauce raczył pisać.

Dzisiejszy artykuł na raczej charakter naukowej analizy, aniżeli osobistych przemyśleń. Czytając bowiem "Żywot człowieka poczciwego" Mikołaja Reja natrafiłem na następujący fragment:
A jakichże się nauk do tak świętych obyczajów albo tak wdzięcznego żywota pytać, albo się ich uczyć masz? Pewnieć nie gramatyki, która tylko szczebiotać a słówek obleśnych wykręcać* uczy, i to z niemałym zatrudnieniem główek młodych, której się potym powoli nauczyć może, gdy weźmie pochop* z onych dziwnych wymowiec* [...]. Też i logika, nie wiem, co by nam do polskiego ćwiczenia wiele pomóc mogła, która też nie uczy, jedno wykrętnych słówek, jakoby z prawdy nieprawdę uczynić, a  prawdę z nieprawdy
*wykręcać -  dobierać wykrętnie
*weźmie pochop - zachęci się
*wymowiec - mówca
M. Rej, Żywot człowieka poczciwego

Chciałbym zauważyć, że są to słowa renesansowego myśliciela i moralisty, uznawanego za ojca literatury polskiej, a jednocześnie samouka. Wprawdzie przez 5 lat uczęszczał do szkoły, ale nic się tam nie nauczył:
I zdało się ojcu, iż już był nauczony człowiek, a on przedsię, jako dawno nic nie umiał.
A. Trzycielski: Żywot i sprawy poćciwego ślachcica polskiego, Mikołaja Reja

Wiedzę zdobył czytając dzieła starożytne (głównie po łacinie). I chociaż jego utwory zawierają wiele błędów analitycznych, składniowych, stylistycznych, czy tych związanych z błędnym tłumaczeniem łaciny, uznawane są za wybitne osiągnięcia literatury polskiej. Gdyby Rej zastanawiał się, czy dobrze postawił przecinek w zdaniu, to pewnie nigdy nic by nie napisał.

Chciałbym zwrócić uwagę na poglądy Reja na naukę. Doskonale ujął to Czesław Miłosz:
Reja ideał wychowawczy wydaje się zapowiadać "Emila" Rouseau. Młody człowiek powinien umieć trochę czytać i pisać, ale jak zarazy powinien unikać gramatyki i logiki. [...] Wiedza przyjdzie przez doświadczenie.
C. Miłosz, Historia literatury polskiej 

Dla mnie osobiście jest to uniwersalne podejście do nauki. Powinniśmy robić to, co przynosi określoną wartość. Pewne rzeczy są absolutnie zbędne w procesie uczenia. Można je przyswoić przez praktykę. 

Weźmy pod uwagę języki obce. Najpierw wpaja się uczniom zasady gramatyki, aby później nauczyć się czytać i pisać. A przecież już prawie 500 lat temu prosty szlachcic z Nagłowic wskazał, że powinno być odwrotnie.

Problemem systemu edukacji jest to, że próbuje wynaleźć koło od nowa. Nikt nie zauważył, że najprostsze metody są najlepsze. Dążąc do perfekcjonizmu gubimy rzeczy niezwykle istotne, a potem widzimy skutki tego w codziennym życiu.

Jedna osoba chce zacząć biegać, ale mówi, że nie ma odpowiedniego miejsca, że nie stać jej na dobre buty do biegania, że nie ma czasu itp. Inna znowu chce zrobić stronę internetową. ale ciągle coś poprawia, ciągle jej coś nie pasuje lub się nie podoba. Jeszcze inna od 3 lat planuje założyć własną firmę, ale wszędzie widzi problemy i nie wie jak sobie z nimi poradzić. Ciągle myśli zamiast działać.

Jak widać idealizm zaszczepiony przez szkołę, utrudnia wiele spraw. Wszystko byłoby może łatwiejsze, gdybyśmy - jak Mikołaj Rej - nie przejmowali się błędami, ale starali robić to, co uważamy za słuszne.
 

piątek, 9 marca 2012

Wystąpienia publiczne

źródło: http://www.flickr.com/photos/jdlasica/4003438246/
Wystąpienia publiczne, to jedna z tych umiejętności, których w szkole się nie uczy. Jednocześnie jest to jedna z ważniejszych umiejętności potrzebnych we współczesnym świecie. Przydaje się w polityce, w biznesie, w stowarzyszeniach i organizacjach, podczas różnego rodzaju prezentacji czy zjazdów.

Czasami strach przed publicznym wypowiadaniem się jest tak wielki, że pewne osoby nie potrafią nawet udzielić wywiadu do kamery. Nie wypływa to jedynie z przekonań typu: "A co będzie jak się  pomylę?". Głównym czynnikiem jest brak praktyki. Jeżeli ktoś jest obyły z audytorium, to nawet jeżeli coś przekręci, to za chwilę zrobi z tego żart.

Powstają specjalne grupy, w których można szkolić się w tej dziedzinie. Ja jednak uważam, że należy wprowadzić to do szkół. Tak istotna umiejętność nie może być zarezerwowana dla konkretnej elity. Każdy powinien umieć znaleźć w sobie odwagę, aby stanąć przed grupą ludzi i wyrazić swoje zdanie. W szkole nauczyliśmy się jednak, że najczęściej jesteśmy po tej drugiej stronie i tam jest nasza strefa komfortu.

Nie chciałbym, aby ktoś czytając ten artykuł wpadł w błąd. Program nauczania przewiduje coś takiego jak 'prezentacja', co można rozumieć jako publiczne przemawianie. Są to aż 2 godziny lekcyjne na Podstawach Przedsiębiorczości w szkole średniej. 2 godziny teorii na 13 lat nauki! Przepraszam bardzo, ale jak dla mnie to jest jakiś żart!

Moja znajoma z USA ma zajęcia z wystąpień publicznych raz w miesiącu. I wcale nie polega to na tym, że nauczyciel mówi, jak to się robi. Tam uczniowie po prostu wychodzą przed klasę i mówią. Nie rozumiem dlaczego w Polsce tego nie ma. Może to pozostałość z poprzedniego systemu, w którym to partia mówiła, a obywatele musieli siedzieć cicho? Ale podobno system ten upadł ponad 20 lat temu. Czy przez ten czas nikt nie wpadł na to, że ludzie chcą wyrażać swoje opinie, ale nie mają możliwości?

Niestety dzieci od wczesnych lat szkolnych nabierają przekonania, że nauczyciel jest przywódcą, a uczniowie tworzą szary tłum.W takich warunkach nie ma miejsca na indywidualizm. Ciężko jest wykreować lidera z bezkształtnej masy, sukcesywnie ugniatanej przez system edukacji.

To co chcielibyśmy osiągnąć, to wykształcenie ludzi świadomych, potrafiących jawnie głosić swoje opinie. Ukształtowanie pewnych postaw czy zachowań, to zadanie trudne. Jeżeli jednak zacznie się stosunkowo wcześnie, można spokojnie to osiągnąć.

poniedziałek, 5 marca 2012

Gramatyka w 6 zdaniach.

źródło: http://www.flickr.com/photos/cdcoppola/2300365663/
Czy można nauczyć się gramatyki na podstawie zaledwie 6 zdań? Jeszcze nie tak dawno uważałem, że to niemożliwe. Sądziłem, że trzeba przerobić masę przykładów, aby dobrze przyswoić sobie daną regułę. Chciałbym się tutaj skupić na językach obcych, głównie angielskim.

Zastanawiam się bowiem, czy trzeba dręczyć uczniów wykonywaniem zadań gramatycznych, z których 90% polega na zastosowaniu tej samej reguły w 10-20 przykładach. Jest to kwestia typu: "Jak napiszesz coś tyle i tyle razy, to wejdzie Ci to w krew". Może jest to słuszne i prawdopodobnie działa. Ale czy zawsze?

Nasuwa mi się porównanie do sytuacji, w której nauczyciel każe uczniowi, aby ten napisał 100 razy np. "Nie będę przeszkadzał na lekcji." Czy po takim zabiegu ów uczeń będzie spokojniejszy na zajęciach?  To zależy tylko i wyłącznie od niego. Jeżeli sam będzie chciał się zmienić.

W tym rozumowaniu odkryłem pewną zależność. Mianowicie, jeżeli uczeń napisze n przykładów jakiejś struktury gramatycznej, to jeszcze nie znaczy, że się jej nauczył. Zależy w jaki sposób do tego podejdzie: z pełnym zaangażowaniem czy raczej totalnym zobojętnieniem.

Jakiś czas temu  obejrzałem TED Talk, na którym Tim Ferriss przedstawił 6 zdań, dzięki którym można się nauczyć gramatyki praktycznie każdego języka. Dlaczego? Zdania te zawierają wszystkie podstawowe składniki zdania: podmiot, orzeczenie, przydawkę, dopełnienie, okolicznik. Poniżej 6 zdań w języku angielskim:
  1. The apple is red.
  2. It is John's apple. 
  3. I give John the apple.
  4. We want to give him the apple.
  5. He gives it to John.
  6. She gives it to him.

Jak to zastosować? Wystarczy rozpisać każdą nową strukturę gramatyczną za pomocą właśnie tych 6 zdań

Gramatyka jest chyba najbardziej znienawidzonym elementem nauki języka obcego. Jeżeli ją uprościmy, mamy więcej czasu na ciekawsze zajęcia. Np. na konwersacje.

Osobiście wykorzystałem tą technikę przy powtarzaniu materiału do matury. Efekty były zadowalające, a dodatkowo zaoszczędziłem sporo czasu. 

Ponieważ metoda ta jest dość powierzchowna, trzeba się niestety liczyć z jej niedoskonałościami. Zauważyłem, że najlepsze efekty daje kiedy masz trudności z tworzeniem struktur gramatycznych. Dzięki niej szybko zauważysz pewne zależności, co pozwoli szybciej je zrozumieć. Natomiast w ogóle się nie sprawdzi, jeżeli chodzi o zastosowanie danej konstrukcji.
  

wtorek, 28 lutego 2012

Jaka jest Twoja wersja?

źródło: http://www.flickr.com/photos/leecullivan/367930471/
Co chciałbyś robić w życiu? Jakie masz plany? Do czego dążysz? Co chcesz osiągnąć? Co sprawia Ci prawdziwą satysfakcję? Jaka jest Twoja pasja? Jakich ludzi chciałbyś poznać? Jakie miejsca chciałbyś odwiedzić? Jakiej wiedzy potrzebujesz? Powiedz jaka jest Twoja wersja życia, a my pokażemy Ci, jakie działania musisz podjąć, aby to osiągnąć.

Ten niecodzienny wstęp miał za zadanie pokazać, jak powinno wyglądać podejście szkoły do ucznia. Niestety jest to tylko utopijna wizja. Dla kontrastu poniżej wersja realistyczna.

Ucz się abyś w przyszłości coś osiągnął! Jeśli będziesz miał wysokie wyniki, to dostaniesz się na dobre studia i znajdziesz ciekawą pracę. Nie, nie możesz uczyć się programowania w Pythonie, bo program tego nie obejmuje. Wiem, że wielomiany nie będą Ci potrzebne w ogrodnictwie, ale takie są wymagania. Ty nie masz tego lubić - masz to umieć! Powiedz jaka jest Twoja wersja życia, a my skutecznie ją skasujemy i zastąpimy naszą własną.

Nie wiem jak Tobie, ale mi takie podejście wydaje się co najmniej dziwne. Skoro człowiek nie może rozwijać swoich pasji czy umiejętności, to po co w ogóle taka szkoła? Przecież ten czas mógłby spokojnie poświęcić na indywidualną naukę i miałoby to znacznie lepszy skutek. Niestety panuje przekonanie, że jeżeli coś działało tyle lat, to dlaczego wprowadzać jakieś zmiany? Ano właśnie dlatego, że obecny system się zestarzał i powinien przejść na wcześniejszą emeryturę.

Świat się zmienia, ludzie się zmieniają, technologie się zmieniają, a w szkołach ciągle królują te same sposoby uczenia, jak przed stu laty. Najgorsze jest jednak to, że na wszystkim najwięcej tracą uczniowie. Zamiast się rozwijać, ciągle powielają te same schematy. Szkoła ciągle jest narzędziem, które kreuje szary tłum. W obecnych czasach potrzeba natomiast innowacyjności, indywidualizmu i unikalnych  umiejętności.

Tyle przemyśleń na dziś.
Pozdrawiam.

sobota, 25 lutego 2012

Burza mózgów

źródło: http://www.flickr.com/photos/cottinghamphotography/6780326085/
We wpisie Praca w grupie wspominałem, że większość uczniów nie potrafi poprawnie przeprowadzić burzy mózgów. A burza mózgów to doskonałe narzędzie do kreowania nowych pomysłów oraz do rozwiązywania trudnych problemów. Niestety program nauczania nie przewiduje wprowadzania tej umiejętności do szkół. Osobiście jednak uważam, że warto, gdyż może się to przydać np. przy zarządzaniu przedsiębiorstwem.

W każdej firmie znajdzie się kilka osób, które zajmują się rozwiązywaniem przeróżnych problemów: technicznych, marketingowych, sprzedażowych itd. Burza mózgów pozwala podnieść efektywność tych działań m. in. poprzez uzyskanie efektu synergii. Przejdźmy jednak do praktyki.

Najlepiej jeżeli w procesie bierze udział od 3 do 7 osób. Daje to możliwość łatwego zarządzania dyskusją. W grupie powinien pojawić się lider - stymulant. Jego rola jest niezwykle istotna, albowiem nie tylko moderuje działania, ale musi je napędzać. Dodatkowo motywuje grupę i stara się zgłębiać pojawiające się pomysły.

Inna osoba powinna zająć się protokołowaniem. Czyli mówiąc wprost - zapisywaniem konkretnych idei. Czas na dyskusję przyjdzie później. W pierwszej fazie chodzi wyłącznie o propozycje rozwiązań. Tutaj trzeba odrzucić pewien schemat. Mianowicie: szkoła uczy tego, że dobre pomysły są nagradzane, a złe karane. Podczas burzy mózgów wszystkie pomysły są dobre.

Niekiedy rzucenie zdawkowego zwrotu inicjuje kreatywną analizę. W pierwszej części nie liczy się jakość, ale ilość. Często się zdarza, że najlepsze rozwiązania pojawiają się tuż przed jej zakończeniem. Dlatego ważne jest, aby cały proces miał określone ramy czasowe. Presja czasu wpływa bowiem pozytywnie na uzyskiwanie kreatywnych rezultatów.

Kiedy mamy już za sobą pierwszą fazę burzy mózgów i zebraliśmy sporą ilość ciekawych materiałów, to czas na analizę. Analizy dokonuje się w prosty sposób. Poświęcamy chwilę na przedyskutowanie każdej idei osobno. Nie powinny pojawiać się głosy typu: "To jest złe, bo tamto jest lepsze." Skupiamy się na jednym rozwiązaniu. Na inne będzie jeszcze czas. Podajemy argumenty "za" i "przeciw". Na sam koniec wybieramy jeden lub kilka najbardziej odpowiednich pomysłów.

Można by na tym zakończyć, ale warto dodać jeszcze jeden element: Działanie! Jeżeli mamy już satysfakcjonujące rozwiązanie, to należałoby jeszcze stworzyć do niego plan działania. W jaki sposób zastosujemy to w swojej pracy? Jak będzie wyglądał proces implementacji?

Myślę, że powyższy opis w miarę szczegółowo przedstawił sposób przeprowadzania burzy mózgów. Mam nadzieję, że pomoże to nie tylko uczniom, nauczycielom czy pracownikom, ale również innym grupom i społecznością. Zapraszam do komentowania.
 

środa, 22 lutego 2012

Zadanie: piłka tenisowa [fizyka]

źródło: http://www.flickr.com/photos/atomictaco/5390499643/
Masa piłki tenisowej wynosi 57g, a czas jej zderzenia z rakietą równa się około 5ms. Przy silnych serwach piłka ta osiąga szybkość ponad 200km/h. Rekord należy do Borisa Beckera, który przy serwowaniu nadał piłce szybkość 269km/h (1985 r). Oblicz wartość siły, z jaką piłka działała wówczas na rakietę.

Aby wykorzystać kreatywne rozwiązywanie problemów, musimy najpierw zmodyfikować treść i na początek usunąć niektóre dane. Zadanie w nowej formie wygląda tak:

Przy silnych serwach piłka tenisowa osiąga znaczną szybkość. Rekord należy do Borisa Beckera (1985 r). Oblicz wartość siły, z jaką piłka działała wówczas na rakietę.

Powyższe informacje są wystarczające do kreatywnego rozwiązywania zadań. Sami zdecydujemy jakie dane będą nam potrzebne. Nie szukamy też gotowego wzoru. Aby mieć jakiś punkt odniesienia po prostu szukamy filmiku ze słynnym serwisem Borisa Beckera. Pierwszą rzeczą jaką się dowiadujemy, jest fakt, iż rekord prędkości pobił w 2004 roku Chorwat Ivo Karlović, nadając piłce prędkość 251 km/h (Podręcznik minął się z prawdą).


Mamy więc szybkość piłki. W tym miejscu zaczyna się dyskusja. Co jeszcze nam się przyda? Pewnie jakieś dane piłki. Nie zaglądamy jednak do podręcznika - szukamy ich w internecie. Dowiadujemy się, że piłki zazwyczaj mają żółty kolor, wykonane są z kauczuku, muszą ważyć w granicach 56 - 59,4 g, a ich wymiary powinny mieścić się pomiędzy 6,54 a 6,86 cm.

Chcemy obliczyć siłę. Wydawałoby się, że taka mała piłka będzie działać z niewielką siłą, ale zobaczmy co się przytrafiło polskiej tenisistce, Agnieszce Radwańskiej podczas Australian Open:


Widać, że siła musiała być dość spora, aby spowodować złamanie rakiety. Wyobraźmy sobie model, w którym jeden koniec rakiety mocujemy nieruchomo, a drugi obciążamy jakimś ciężarem. 

Spróbujmy ocenić jaki ciężar zniszczy nasz model. 5 kg - zdecydowanie nie, 25 kg - wątpliwe, 50 kg - raczej też nie, ale 100 kg wydaje się już realistyczne. Przyjmujemy więc przedział 50 - 100 kg, czyli 500 - 1000N.

Aby wykonać rachunki na tym zadaniu potrzebujemy wzoru na siłę - F=m*a. Mając wzór widzimy, że oprócz masy m potrzebne nam będzie również przyspieszenie a. W tym miejscu wracamy do podstawowej treści zadania i odnajdujemy potrzebne dane. Jeśli trzeba, zmieniamy jednostki na podstawowe.
Przyspieszenie to nic innego, jak przyrost prędkości w czasie a=v/t. Podstawiamy dane i wyliczamy:
a=(269000m/3600s) /0,005s ~ 14944,44m/s^2
F=0,057kg*14944,44m/s^2 ~ 851,83N, czyli około 85kg.
Wynik mieści się w naszych wcześniejszych założeniach. To zadanie pokazuje, że przeniesienie nic nie mówiących informacji do realnego świata ułatwia rozwiązywanie problemów. A o to chyba chodzi, aby znaleźć zastosowanie wiedzy w życiu. Zapraszam do komentowania.
   

poniedziałek, 20 lutego 2012

Myślenie dedukcyjne, myślenie indukcyjne

źródło: http://www.flickr.com/photos/envios/93679057/
Dziś krótki wpis o dwóch głównych sposobach przetwarzania informacji oraz ich praktycznym zastosowaniu. Chodzi oczywiście o myślenie dedukcyjne i indukcyjne.

Dedukcja
Myślenie dedukcyjne polega na zebraniu jak największej porcji informacji w celu znalezienia jednego konkretnego rozwiązania. Główną częścią całego procesu jest analiza i interpretacja danych. Mając zbiór informacji możemy je w dowolny sposób przetwarzać: interpretować osobno lub w całości, łączyć w wątki lub używać jednych do eliminacji drugich. Tworzymy w ten sposób ścieżkę dedukcyjną, mającą za zadanie wyeliminować błędne rozwiązania, aby dotrzeć do poprawnego. Poniżej prosty schemat:
Indukcja
Indukcja jest procesem odwrotnym do dedukcji, ale jednocześnie bardziej złożonym. Wychodzimy bowiem od jednego elementu stymulującego w celu uzyskania kilku konkretnych rozwiązań. Pojawia się tutaj etap pośredni, czyli powstanie wielu nieuporządkowanych rezultatów. Etapem końcowym jest przetworzenie danych z etapu pośredniego w celu uzyskania kilku konkretnych pomysłów. Schemat poniżej:
Różnice w obu sposobach rozumowania są spore. Dedukcja jest procesem bardziej logicznym, skupia się na konkretnych faktach, ich porządkowaniu i przetwarzaniu. Indukcja natomiast wymaga zaangażowania prawej półkuli, potrzebuje kreatywności i szukania nowych zastosowań. Myślenie dedukcyjne wykorzystamy przede wszystkim do rozwiązywania zadań czy analizowaniu danych. Natomiast myślenie indukcyjne bez wątpienia przyda się przy tworzeniu ciekawych projektów oraz np. podczas burzy mózgów.

Najlepsze efekty uzyskamy jednak, gdy uda się nam zsynchronizować oba procesy. Jest to zadanie trudne, ale w pełni wykonalne.

sobota, 18 lutego 2012

Zadanie: wycieczka autokarowa. [matematyka]

źródło: http://www.flickr.com/photos/purpleseadonkey/5897641469/
Koszt wynajmu autokaru wynosi 1440zł. Na wycieczkę pojechało o 3 uczniów mniej niż planowano, co spowodowało wzrost opłaty dla każdego uczestnika o 2zł. Ilu uczniów pojechało na wycieczkę?

Jest to moje flagowe zadanie. Po raz pierwszy zastosowałem w nim umiejętność kreatywnego rozwiązywania zadań. Pokazuje ono, jak podręczniki na siłę szukają zastosowania wiedzy w życiu. A wszystko można zrobić prościej. Wystarczy zapomnieć o schematycznym myśleniu. Poniżej znajdziesz moją propozycję rozwiązania oraz rachunek matematyczny.

Usuwamy najpierw z treści zadania szczegółowe informacje. Sami zdecydujemy co nam będzie potrzebne. Zmodyfikowana treść brzmi:

Na wycieczkę autokarową pojechało o 3 uczniów mniej niż planowano. Ilu uczniów pojechało na wycieczkę?

  • Wyobrażamy sobie autokar. Najlepiej jednak jeżeli będziemy mieć jego zdjęcie.
  • Spróbujmy scharakteryzować wycieczkę szkolną... Przyjmujemy, że jest to grupa uczniów i 2 nauczycieli (opiekunów).
  • Wycieczki zazwyczaj organizuje się najmniejszym kosztem, więc warto, aby autokar był pełny.
  • Zakładamy, że średnio w autokarze jest 50 miejsc. Jeżeli odejmiemy od tego 2 opiekunów, to pozostaje nam 48 uczniów.
  • wiemy jednak, że na wycieczkę pojechało o 3 uczniów mniej niż wcześniej planowano więc odejmujemy ich od ogólnej liczby: 48-3=45

Według tego schematu wyszło nam, że na wycieczkę pojechało 45 uczniów. Poniżej to samo zadanie rozwiązane matematycznie:

x - planowana liczba uczniów
y - koszt wycieczki na jednego ucznia


Tworzymy układ równań:
x*y=1440
(x-3)(y+2)=1440


Wyznaczamy x z pierwszego równania i podstawiamy do drugiego:
x=1440/y
(1440/y-3)(y+2)=1440


Po wyliczeniu otrzymujemy:
y=30


Podstawiamy do pierwszego wzoru:
x=1440/30


Otrzymujemy:
x=48


Odejmujemy uczniów którzy nie pojechali na wycieczkę i mamy rozwiązanie:
48-3=45
Jak widzisz nie potrzeba zaawansowanej matematyki, żeby znaleźć odpowiedź do tego zadania. Wystarczy połączyć myślenie dedukcyjne z odrobiną kreatywności. Jeśli masz inny sposób na rozwiązanie - pochwal się nim w komentarzu.
 

czwartek, 16 lutego 2012

Dyskusje

źródło: http://www.flickr.com/photos/lynndombrowski/4092085912/
Jeśli zapytać jakiegoś ucznia ile razy w ciągu roku przeprowadzana była rzeczowa dyskusja na lekcji, to zakładam, że w większości przypadków policzy to na palcach jednej ręki. Nikt nie zaprzeczy, że prowadzenie ciekawych debat w klasie jest potrzebne. Paradoksalnie jednak nie ma na to czasu, gdyż trzeba realizować program.

Chciałbym jednak zapytać. Czy chcemy w społeczeństwie ludzi umiejących rozmawiać, polemizować i tworzyć kompromisy, czy może takich, którzy wyłącznie wierzą w to, co wiedzą i odcinają się od jakichkolwiek argumentów przeciw? Myślę, że odpowiedź jest jednoznaczna.

Aby ktoś nie pomyślał, że jestem jakiś strasznie stronniczy, to dodam, że znam nauczycieli, którzy potrafią poświęcić chociaż kilka minut lekcji na wymianę poglądów. Chwała im za to.

Sam brałem udział w takich dyskusjach i mogę z całkowitą pewnością powiedzieć, że jest to świetne doświadczenie. Nie liczy się, który argument jest dobry, a który zły. Chodzi o to, aby każdy mógł wyrazić swoje zdanie, ale również akceptował poglądy innych.

W tym miejscu chciałbym pochwalić humanistów. Ostatnio wiele się mówi na ich temat. Że jest ich coraz więcej, że nie są wartościowi na rynku pracy itp. Ale to właśnie humaniści potrafią wyrazić swoje przekonania. Doskonale radzą sobie w negocjacjach i kreowaniu ciekawych rozwiązań. Wielu nauczycieli podkreśla, że lubią pracować z klasami humanistycznymi, gdyż mają one zawsze jakąś inicjatywę i nie trzeba ich zmuszać do rozmowy.

Nie popadajmy jednak ze skrajności w skrajność. Dyskusje potrzebne są wszystkim, bez względu na wiek czy kierunek kształcenia. Można przecież tak dobierać tematy, aby zaangażowały one jak największą grupę uczniów.

Najczęstszym powodem, dla którego nauczyciele nie chcą prowadzić dyskusji w klasach jest fakt, że udział w nich bierze kilka osób, a reszta tylko słucha. Rozwiązanie jest proste: Nagradzajmy uczniów za wypowiedzi. Nie za ich treść. Liczy się, że ktoś wyraża własne zdanie, a nie jakich argumentów używa. Jeżeli uczniowie zauważą, że wypowiadanie się przynosi im konkretne korzyści, coraz chętniej będą włączać się w dysputy.

Inną formą dyskusji, jaką można przeprowadzić na lekcji jest debata z gościem. Warto czasami zapraszać do szkoły ciekawych ludzi: przedsiębiorców, przedstawicieli samorządów, czy konkretnych grup społecznych. (Takie inicjatywy popiera chociażby Kamil Cebulski)

Taka forma uczy zadawania pytań. Często uczniowie boją się pytać o coś, czego nie wiedzą. Podczas rozmów z osobami z zewnątrz znikają pewne bariery. Tematy interesujące i "życiowe" nie tylko bardziej angażują uczniów, ale dają mnóstwo satysfakcji.
 

wtorek, 14 lutego 2012

Kreatywne rozwiązywanie problemów

źródło: http://www.flickr.com/photos/kohlerfolk/1850342273/
W społeczeństwie coraz częściej odczuwany jest deficyt kreatywności. Dzieje się tak dlatego, że szkoła nie uczy myślenia kreatywnego, ale schematycznego. Idea powstania bloga Antyschematycznie zrodziła się właśnie z powodu tłamszenia kreatywności i indywidualności uczniów przez system oceniania. Impulsem do tego stał się film zamieszczony na TED.com, ale o nim za chwilę.

Problemem systemu edukacji jest fakt, iż próbuje on na siłę narzucić uczniom pewien sposób myślenia. Nie liczy się to, że uczeń ma ciekawe pomysły, skoro nie takich pomysłów oczekuje nauczyciel. Od dawna np. zwraca się uwagę na formę matury z języka polskiego. I nie chodzi tu o słynne "Co autor miał na myśli?" W obecnej sytuacji powinno się stawiać inne pytanie: "Co egzaminatorzy zawarli w kluczu odpowiedzi?"

W związku z tym chciałbym iść na przekór i aktywizować kreatywność społeczeństwa. Dlatego też co jakiś czas będą pojawiać się na blogu specjalne wpisy z zadaniami. Ale nie ze zwykłymi, podręcznikowymi zadaniami. Będą one bowiem specjalnie modyfikowane, na potrzebę twórczych rozwiązań. Zadania w zwykłej formie nie wymagają żadnego zaangażowania. Wystarczy znać algorytm, aby znaleźć rozwiązanie. Idąc krok naprzód chciałbym, aby wyeliminować schematyczność i nastawić się na kreatywne pomysły.

Ktoś mógłby zapytać: "Ale jak coś takiego miałoby wyglądać?" W tym miejscu przechodzimy do wspomnianego na początku filmu, w którym to Dan Meyer prezentuje alternatywny sposób rozwiązywania zadań matematycznych. Film można obejrzeć poniżej.

Chciałbym stworzyć na blogu zestaw zadań w formie zaprezentowanej przez Dana. Mam nadzieję, że przyda się on nie tylko do doskonalenia umiejętności uczniów, ale również stanie się źródłem ciekawych materiałów dla nauczycieli. Spis wszystkich dostępnych zadań znajduje się w zakładce Spis Zadań.
 

poniedziałek, 13 lutego 2012

Praca w grupie

źródło: http://www.flickr.com/photos/58648496@N02/5380522396/
Pracę w zespole uważa się za jedną z najważniejszych umiejętności we współczesnej cywilizacji. Wymaga to bowiem wielu elementów, które wpływają na jakość działań. Są to między innymi umiejętności komunikacyjne, szukanie kompromisów, podział ról w zespole, kreowanie liderów czy zarządzanie projektami. Coraz częściej mówi się też o efekcie synergii, która podnosi skuteczność.

Tak więc wyraźnie widać, że warto uczyć młodych ludzi pracy w grupie. Z doświadczenia jednak wiem, jak wygląda to w praktyce. Do rozważenia mamy 2 kwestie:

  1. Praca grupowa na lekcji, polegająca na opracowaniu jakiegoś zagadnienia.
  2. Projekt długoterminowy, wykonywany poza zajęciami lekcyjnymi.

Jeśli chodzi o pierwsze zagadnienie to w większości wypadków wygląda to tak, że nauczyciel mówi: "Podzielcie się na pięcioosobowe grupy. Ja wam podam konkretne tematy do opracowania, a za pół godziny każda z grup przedstawi to, co udało im się zrobić."

Z mojej perspektywy jest to trochę lekceważenie uczniów. Nauczyciel przez 30 minut nie robi nic lub ewentualnie śledzi postępy pracy. Z drugiej strony uczniowie czują pewną swobodę i w wyniku tego, kolokwialnie mówiąc, olewają sprawę.

Problemem takiego sposobu działania jest również fakt, iż w takich warunkach trudno osiągnąć pożądane wyniki. Jak to naprawić? Trzeba cofnąć się do lat wczesnoszkolnych i nauczyć dzieci pracy zespołowej. Nie można pozostawiać ich samych sobie, ale trzeba ich odpowiednio nakierować.

Jeśli natomiast chodzi o starszych uczniów, to też nic straconego. Na naukę nigdy nie jest za późno. Problem w tym, że wtedy trudniej znaleźć czas na nauczanie pozaprogramowych umiejętności. Z moich obserwacji wynika, że większość uczniów szkół średnich nie potrafi przeprowadzić burzy mózgów. Wierzę jednak, że możliwe jest naprawienie tego błędu.

Jeżeli zaś chodzi o drugi aspekt działań grupowych, czyli o wykonywanie projektów długoterminowych, to najpoważniejszą przeszkodę stanowią tutaj warunki pracy. Jeżeli nauczyciel zleca uczniom wykonanie jakiegoś pozalekcyjnego projektu, to już na wstępie pojawia się pytanie: "Gdzie to można zrobić?" Ponieważ brakuje miejsc typu "świetlice", uczniowie muszą się organizować we własnym zakresie.

Warunki i otoczenie często nie sprzyjają efektywnej pracy. Trudno jest bowiem zebrać grupę ludzi w jednym miejscu i o jednym czasie. Wtedy najprostszym rozwiązaniem jest podział zadań i w efekcie praca indywidualna. A przecież nie o to chodzi.

W takiej sytuacji pomocne okazują się nowoczesne technologie, które de facto dopiero raczkują w sferze edukacji. Potencjał jest jednak ogromny. Chwała temu, kto spopularyzuje projekty typu iPad dla każdego ucznia czy tablice interaktywne w każdej klasie. Korzystając z możliwości jakie stwarza komunikacja przez internet, uczniowie mogą usprawniać swoje działania zespołowe. Jest to ogromny krok naprzód w porównaniu z tym, co było jeszcze 10 lat temu. Warto zwrócić na to uwagę i wykorzystać to.
 

niedziela, 12 lutego 2012

System oceniania

źródło: http://www.flickr.com/photos/fyuryu/88089/
Po kilkunastu latach spędzonych w murach szkolnych można dojść do paradoksalnego odkrycia. Zakończenie procesu edukacji pozwala na obiektywną ocenę minionego czasu. Perspektywa ta pozwala na stwierdzenie, że system oceniania nijak ma się do określenia poziomu wiedzy i umiejętności ucznia. Stosuje się go jedynie dlatego, że do tej pory nie wymyślono nic lepszego.

Przypomina mi się słynne powiedzenie Winstona Churchilla: "Demokracja jest najgorszą formą rządu, jeśli nie liczyć wszystkich innych form, których próbowano od czasu do czasu." Z systemem oceniania jest podobnie. W każdym elemencie widać błędy i niedociągnięcia, ale pomimo tego całość wydaje się najbardziej uniwersalna.

A rozwiązanie problemu może być banalnie proste. Wystarczy dostrzec błędy i je naprawić. Nie trzeba szukać złotego środka, ani wymyślać koła od nowa.

Chyba największą uwagę zwraca subiektywizm systemu. I nie chodzi tu bynajmniej o osobę nauczyciela. Co prawda ocena ucznia zależy od nauczyciela, który jak każdy człowiek ulega emocjom i presji otoczenia oraz posiada odmienny stosunek do każdego człowieka, ale trudno wprowadzić tu jakiekolwiek zmiany. Wprawdzie można by było zastosować komputerowy system, podobny do tych, które np. odpowiadają za rekrutację studentów na uczelnie wyższe, aczkolwiek droga w tym kierunku jeszcze długa i na razie trzeba się pogodzić z brakiem obiektywizmu w tej sferze.

Problem można jednak zniwelować gdzie indziej. Mianowicie chodzi o element, który paradoksalnie miał być wyznacznikiem równego traktowania uczniów. System oceniania został więc stworzony w taki sposób, aby mierzyć wszystkich jedną miarą. Pomysł wydaje się słuszny - na pierwszy rzut oka. Ale jeżeli dokładniej się zastanowić, to ujawnia się jeden mankament. Każdy uczeń ma inny potencjał i inne aspiracje. Nie każdy chce zostać profesorem akademickim.

Do czego ogrodnikowi przyda się znajomość wszystkich stolic świata, albo do czego tancerce umiejętność rozwiązywania nierówności kwadratowych. Chyba wyłącznie do krzyżówek. Może brzmi to jak nuta ironii, ale powiedzmy sobie szczerze: uczeń uczy się tego, czego musi, a nie tego czego chce. Pozostawiam tą kwestię do przemyślenia, a przechodzę do kolejnego problemu jaki dotyka systemu oceniania.

Motywacja. W założeniu system ocen ma mobilizować uczniów do nauki. Z psychologicznego punktu widzenia pomysł jest dobry, gdyż zakłada motywację podwójną. Z jednej strony dążenie do dobrych ocen - nagrody, z drugiej zaś unikanie złych - kary.

Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie jedno podstawowe pytanie: Co to za nagroda i co to za kara? Ok, w perspektywie semestru można to jeszcze zaakceptować. Jeśli masz same jedynki, to nie zdasz, a jak będziesz miał piątki, to dostaniesz nagrodę książkową na koniec roku. Chociaż to i tak nie wszystkich satysfakcjonuje.

Patrząc jednak z perspektywy nadchodzącego sprawdzianu... Co przeciętnemu uczniowi po czwórce lub piątce? Co z nimi może zrobić? Nic! To tylko cyfra na papierze. Może najwyżej pochwalić się nią przed rodzicami.

Tak więc to, co z początku mogło być dobre, zostało zniszczone w  trakcie realizacji. Pozostaje sukcesywne wprowadzanie zmian. Krok po kroku. Dzięki temu można jeszcze naprawić to, co zostało zepsute.
 

sobota, 11 lutego 2012

Szary tłum

źródło: http://www.flickr.com/photos/linus_art/5080100891
Szkoła to miejsce, które zmienia ludzi. Bez wątpienia pozostaje fakt, iż dzieci które w wieku 6 lat trafiają do szkoły, totalnie różnią się od siebie. Każde jest inne, każde pochodzi z innego środowiska, każde prezentuje odmienne postawy.

Zderzenie z rzeczywistością szkolną jest jednak dramatyczne. Indywidualność przestaje tu być istotna. Następuje odcięcie od tego co było, a zaczyna się okres przystosowania. W tym czasie wpajany jest młodemu człowiekowi standardowy schemat życia:

"Musisz się teraz uczyć, abyś za kilkanaście lat dostał się na studia. Potem znajdziesz sobie ciekawą pracę i będziesz szczęśliwy."

Czy nikt jeszcze nie wpadł na to, że dziecko w okresie wczesnoszkolnym nie potrzebuje roztaczania wspaniałych wizji przyszłości, aby być szczęśliwe?

Wydaje się absurdalne, że dorośli ludzie nie potrafią zrozumieć fenomenu dzieciństwa. Dzieci bowiem mają to szczęście, że mogą odkrywać świat po raz pierwszy. Dzięki temu radość sprawia im to, że śnieg jest biały, że kot wyleguje się na fotelu i że woda rozpryskuje się po wskoczeniu do kałuży. Tu nie ma czasu na problemy. Jest czysta niezachwiana radość i pełnia życia.

Swoją drogą warto czasami się zatrzymać i poczuć jak kilkuletnie dziecko. Nic nie sprawia tyle radości, jak odkrywanie świata na nowo.

Wracając jednak do tematu... Trzeba powiedzieć, że szkoła skutecznie niszczy umiejętność zachwycania się chwilą poprzez nakładanie bezsensownych barier: "Tego nie rób", "Tego Ci nie wolno", "To nie jest nic ciekawego". Najgorsze jednak jest narzucanie tym młodym, nieskrępowanym ludziom, własnej woli: "Teraz zrobimy to, a w domu zrobicie tamto". To trochę jak ingerowanie w osobowość człowieka. Już samo siedzenie na lekcji przez 45 minut jest dla siedmiolatka jak kara.

Czy czegoś nam to nie przypomina? Oczywiście. Takie same zasady panują w pracy. Robisz to, co Ci każą przez określony czas. Jeśli dobrze się wywiązujesz z obowiązków, dostajesz nagrodę w postaci wypłaty. Jest tylko jedna różnica. Za piątkę z biologii uczeń nie kupi sobie czekolady. (O systemie oceniania przeczytasz tutaj: System oceniania)

Wniosek nasuwa się sam. Jakkolwiek nie patrzeć na system edukacyjny, łatwo zauważyć, że kreuje on szary tłum pracowników etatowych. Brak indywidualności oraz kreatywności prowadzi do utworzenia bezkształtnej masy robotniczej. Tylko nieliczni potrafią wyrwać się z tej dziwnej machiny i zacząć działać po swojemu. W tym momencie na myśl przychodzi znane powiedzenie: "Od pucybuta do milionera". W istocie bowiem biografie wielu dzisiejszych przedsiębiorców oraz przedstawicieli świata biznesu zawierają frazę: "Miał problemy w szkole, ale pomimo tego...".

Przypadek? Nie sądzę. Tłamszenie indywidualności to poważny problem współczesnego systemu oświaty. Sukces zarezerwowany jest dla tych, którzy pomimo presji tłumu, pójdą w przeciwnym kierunku.